W latach 1778 – 1779 pewien Włoch – geolog Jan Filip Carosi (1744-1799) wędrował po Polsce na polecenie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w poszukiwaniu nowych możliwości wydobycia surowców.
Kilka lat wcześniej Polska po pierwszym rozbiorze w roku 1772 straciła na rzecz Austrii kopalnie soli w Bochni i Wieliczce. Chcąc zrekompensować tę stratę król zarządził intensywne prace badawcze w Polsce, poszukiwano soli, ale także innych surowców (rud miedzi i żelaza, surowców skalnych).
W czasie tych podroży Carosi zwiedził wiele miejscowości naszego regionu, min.: Kurozwęki, Staszów, Łoniów, Osiek i Połaniec. Z tych poszukiwań powstała książka, w której Carosi zawarł w formie listów nie tylko relacje o surowcach i przemyśle, ale niezwykle ciekawe opisy miejscowości, ludzi tam żyjących, krajobrazów, wyglądu większych i mniejszych miejsc naszego regionu, a nawet informacje historyczne.
W dniach 22-23 sierpnia 1787 r. Carosi gościł w Staszowie. O mieście pisze w samych superlatywach, chwaląc gospodarność księcia Aleksandra Augusta Czartoryskiego. Jego ciepły stosunek do Staszowa może wynikał także z faktu, że jego małżonka Ludwika Gruszczyńska (1766-?) pochodziła z parafii staszowskiej, była córką Jana Bogusława Kośmider-Gruszczyńskiego herbu Poraj, właściciela folwarku i wsi Dobra.
Carosi szczególną uwagę zwracał na staszowskie fabryki sukna, wełny i dziewiarstwa bardzo cenione w kraju. W sąsiedztwie fabryk mieszkali zatrudnieni tam rzemieślnicy i byli to w większości niemieccy protestanci, których liczbę szacował na około 300 dusz. Jego wprawne oko dostrzegało możliwość usprawnień niektórych etapów produkcji sukna np. barwienia tkanin, czyszczenia wełny, pracy foluszy itp.
W podsumowaniu listu pisze, iż Staszów to w rzeczy samej otwarta, miła miejscowość.
24 sierpnia Carosi wyjechał do Łonowa. Najkrótsza droga prowadziła tzw. gościńcem staszowskim przez dzisiejszy Golejów, Czerwony Krzyż, Wiązownicę, Bukową i Suliszów. W drodze powrotnej z Łoniowa do Krakowa odwiedził Osiek i Połaniec. Tak opisuje mijane okolice:
Wyruszyłem wczoraj ze Staszowa, droga prowadziła głównie przez bardzo piaszczyste grunty. Nie było na niej nierówności, chyba za sprawą lasu sosnowego w większej części tej trasy. Las przylega od strony południowej do miasteczka i ciągnie się na dobre dwie mile w dal. Na końcu tej doliny tworzy się niemalże morze piachu, porządne ławice piachu. Jest to głównie czysty drobny piach lotny. Tutaj tworzą się małe nierówności i na całej rozciągłości 1/4 mili, gdzie poprzecznie zalega ten piach, nie doświadczysz ani krzaczka, ani źdźbła trawy, ani chwastu, ani nawet pomniejszych kamyków. Po czym następuje niewielka urodzajna dolina, a na jej terenie tu i tam bagna i torfowiska.
Na takich mokrych przestrzeniach wyrosły olchy, które lubią taki klimat. Stąd należy jechać dalej przez małe wzniesienie, porośnięte gęstym laskiem. Jego dosyć urodzajna bagnista ziemia to głównie piaszczysta glina o ciemnoszarym kolorze, przez co z pewnej odległości przyjmuje wygląd skał, zwłaszcza, że nieważne jak gruby i mocny jest, wydaje się składać tylko z jednej warstwy, bo nie ma tu najmniejszego śladu po jakichkolwiek innych warstwach, leżących jedna pod drugą. Im dalej, tym schodziłem stopniowo głębiej w ląd, aż znalazłem się w szerokiej dolinie, poprzecinanej w paru miejscach jeszcze głębszymi wąwozami. Dolina otoczona jest naokoło od wierzchu gliniastymi górami. Po długiej podróży dotarłem wreszcie wczoraj około wieczora na miejsce.
A tak pisze o Osieku (26 sierpnia 1787 r.):
Wczoraj z samego rana zostawiłem za sobą Łoniów. Pierwszym miejscem, na jakie się natknąłem po drodze, milę dalej, która mogła się wydawać zarówno półtora mili długa, był Osiek. To małe królewskie miasteczko, lecz wygląda z grubsza bardziej jak wieś. Ma od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu drewnianych chat w dosyć kiepskim stanie, a mały kościół farny jest także z drewna.
Prawie do granic tej miejscowości jechałem po ubitej, dosyć stabilnej drodze głównie z gliny, aż tu naraz zmienił się jej charakter, pełno było lotnego piachu, który tworzył wybrzuszenia, wzniesienia, wgłębienia, wyboje, a po nim dryfowało się niemalże jak po wzburzonym, falującym, piętrzącym się morzu. Ale już po Osieku na miejsce piachu powraca glina, chociaż grunt pozostaje nadal pofalowany i tak samo nierówny.
/* – Na stronie tytułowej fragment tzw. Mapy Rejmanna z 1797 r. z widocznym traktem staszowskim ze Staszowa do Sandomierza (Reymann: Karte eines Theils von Neu oder West Gallizien 1:180 000).
/** – Jan Filip Carosi: Podróże po polskich prowincjach, obserwacje mineralogiczne i inne dodatkowe opisy tych ziem. Kielce, 2018 w: Dzieje Karczówki w Kielcach w latach 1624-2024, tom 8, cz. 1, s. 87-98.