W 1956 r. wydano 3 tomy Dzienników Stefana Żeromskiego mocno ocenzurowane w sferze obyczajowej i z niewygodnych politycznych treści. Lektura ciekawa, wiele mówi o początkach drogi pisarskiej Żeromskiego. Jarosław Iwaszkiewicz uważał je za “dzieło sztuki pisarskiej bardzo wysokiej klasy”. Żeromski pisać dzienniki zaczął w 1882 roku, w wieku osiemnastu lat i prowadził je do 1891 roku.
Z jego zapisków wynika, że w tym czasie na ziemi staszowskiej i sandomierskiej był co najmniej w kilkunastu miejscach, które dobrze znał i wielokrotnie odwiedzał. Niektóre z nich opisał potem na kartach swych najsłynniejszych dzieł, często pod zmienionymi nazwami. W jego Dziennikach pojawiają się takie miejscowości jak: Kurozwęki, Oleśnica, Kroblice, Chobrzany, Pęcławice, Pęchów, Dmosice, Samborzec, Śmiechowice, Klimontów, Sulisławice, Staszów, a nawet Wiązownica i Dzięki.
Parokrotnie odwiedzał w Chobrzanach swoją chrzestną matkę Teklę z Katerlów i wuja Adolfa Nekanda-Trepków, gościł u wujostwa Józefa i Michaliny Trepków we dworze w Pęchowicach. Często też bywał w niedalekich Dmosicach u państwa Pancerów. Poznał tam pannę Helenkę siostrę Teodora Pancera (kolegi szkolnego). Po pierwszym spotkaniu 15 września 1888 r. zapisał:
W Dmosicach byliśmy na obiedzie. Są tam dwie panny. Panna Helena ma lat szesnaście – podoba mi się. Nieskromna, lecz komicznie wstydliwa. Broń Boże nie pytaj ją o co, bo gotowa dostać apopleksji, boi się swych rąk, swych ruchów, jest więc niezgrabną. Jednym słowem: koza.
25 września w Sulisławicach odbył się obrzęd przeniesienia cudownego obrazu do nowozbudowanego kościoła. Było to wielkie wydarzenie religijne, w Sulisławicach było podobno 50 tysięcy pątników, mnóstwo szlachty z hr. Moszczyńskim na czele, 100 księży i biskup z Kielc. W uroczystościach oczywiście uczestniczyli mieszkańcy z dworów w Chobrzanach i Dmosicach.
Żeromski w tym tłoku zajęty był patrzeniem w oczy panny Heleny. W dziennikach pojawił się kolejny zapis “o ustach jak dwie kulki dzikiej róży, co to na pozór są stworzone do pocałunku, wołają cię z dala, pachną i czerwienią się jak owoc dzikiej róży”. Zauważa też, że Helenka ma “piąty numer rękawiczek, maleńkie pantofelki, długi popielaty płaszczyk, szesnaście lat, trzy tysiące rubli posagu, skończoną pensję w Piotrkowie i nazywa się to – Helena”.
Kilka tygodni później, 3 października w Dmosicach u Pancerów odbył się bal.
Nareszcie o zmroku zaczynają zajeżdżać powozy, wolanty etc. Z Bazowa, z Wojcieszyc, z Chobrzan, z Sulisławic, księża, facetki, damy i gruba szlachta. Hela miała niebieską sukienkę bez żadnego upiększenia, nie było nawet kwiatka w jej włosach, gładko, zwyczajnie przyczesanych. Prześliczna była … Wtedy jej głębokie niebieskie oczy nabierają czarnego blasku, są niema czarne i posiadają siłę palenia jak płomień wodoru. Był w nich smutek i pragnienie, żal i zachęta.
Zauroczenie trwało blisko dwa lata. Żeromski zastanawiał się czy dla tej „kozy” nie osiąść na wsi. Sandomierszczyznę nazywał swoim „ogrodem szczęścia” i jak wspominał w jednym z listów do Aleksandra Patkowskiego, przeżył tu „najmilsze lata młodości”. Helenka została potem sportretowana przez niego jako młodzieńcza miłość Rafała Olbromskiego z „Popiołów”, a Dmosice to literackie Dersławice.
Happy endu nie było. Panna Pancerówna wyszła za mąż za Bolesława Kaczyńskiego, oficera armii carskiej. Nowożeńcy wyjechali do Rosji, gdzie mąż Heleny został z czasem naczelnikiem okręgu wojskowego. Z dala od rodziny i przyjaciół, Helena dożyła sędziwej starości, miała dzieci, lecz szczęścia w życiu podobno zaznała niewiele.
Po dmosickim dworze z gankiem nie ma już śladu. Gdy popadł w ruinę został rozebrany, ostatnimi jego właścicielami byli Targowscy. Dwór stał na wzgórzu, wokół niego był sad i park, z którego zachował się tylko samotny dąb, stojący wśród jabłoni.
Nie ma również śladu po dworze w Pęcławicach, o którym Żeromski pisał “Piękne to miejsce: na górze otoczony ogromnym ogrodem fruktowym i dzikimi świerki stoi dworek prześliczny, prześliczny… Ach, cóż ja bym dał za to, aby mieszkać sobie w takich Pęcławicach… Teraz w zimie jest tu uroczo, a cóż dopiero wiosną i latem?”
***
Żeromski jechał 8 października 1888 r. z Dmosic do Staszowa doliną Koprzywianki, a potem Kacanki przez Bazów, Wólkę Gieraszowską, Gieraszowice, Królewice, Bukową, Dzięki, Wiśniową. Wiązownica i Dzięki nie zrobiły na nim większego wrażenia, za to z zachwytem opisywał lasy góreckie (wówczas własność Karskich)*:
Jechałem wczoraj przez lasy góreckie. Co za przecudowne krajobrazy! Te gąszcze niemal dziewicze, buki i dęby starodrzewne, klony i modrzewie. Wszystek ten ogrom drzew mieni się jak wzorzysty adamaszek. Widzisz czasem całą grupę dębów z jasnożółtymi liśćmi, które wiszą jeszcze, lecz za lada powiewem opadną, gdzie indziej całe krzewy mają kolor zgniły, tam brunatny, tu ceglasto czerwony. Wszystko to wygląda balowo, strojnie, wszystko jednak stoi nieporuszenie w mgle ciężkiej, jesiennej, smutnej jak pogrzeb. Co za smutne dni… Wszystko zdaje się płakać nad głupim losem moim, wszystko woła: czemu odchodzisz?…
Jechaliśmy doliną Koprzywianki na Bazów, Wólkę Gieraszowicką, Królewice, Dzięki, Wiśniową i aż na Staszów. Ach, zostało tam w Sandomierskim, dużo uczuć moich…
/* – Innym razem – 26 kwietnia 1889 r. – jechał z Oleśnicy do Dmosic przez Staszów, lasy golejowskie, Wiązownicę, Dzięki, Bazów.
Na fotografii tytułowej widok na Klimontów