Jestem świeżo po lekturze „Obrońców pańszczyzny” Adama Leszczyńskiego. Zainspirowało mnie to do napisania kilku spostrzeżeń o “ulubieńcu” autora Józefie Gołuchowskim, powstałych przy okazji zbierania materiałów do monografii o gubernatorze radomskim Edwardzie Białoskórskim.
Dla przypomnienia: Józef Gołuchowski (1797-1858) – filozof mesjanista, znajomy Friedricha Schillinga, wzorowy ziemianin z Garbacza (parafia Momina), profesor uniwersytetów warszawskiego i wileńskiego, wychowawca romantyków, autor obszernych i mętnych dysertacji, nieskazitelny patriota i męczennik sprawy narodowej, etc., etc.
W 1849 roku gubernator radomski Edward Białoskórski za pomoc w pacyfikacji powstania węgierskiego otrzymał w dzierżawę majątek składający się z dwóch kluczy: koprzywnickiego i ciszyckiego, powstałych z kasacji dóbr cystersów koprzywnickich o gwarantowanych rocznych dochodach 1200 rs. Białoskórski będąc zajętym działalnością urzędniczą, nie mógł samodzielnie zarządzać tym majtkiem ani formalnie go odebrać. Osobą odbierającą dobra koprzywnickie od dotychczasowego dzierżawcy był – działający w imieniu Białoskórskiego – Józef Gołuchowski słynny filozof i dziedzic Garbacza. Gołuchowski był uważany za wzorowego gospodarza, który zadłużony i zaniedbany majątek o pow. 220 ha w Garbaczu doprowadził do znacznego unowocześnienia. Specjalizował się w hodowli owiec, wprowadził płodozmian i przetwórstwo płodów rolnych, wybudował gorzelnię i nowy dwór. Niejednokrotnie gościł w swych dobrach praktykantów z Instytutu Agronomicznego w Marymoncie.
Dwór Gołuchowskiego w Garbaczu, „Tygodnik Ilustrowany” 1860, nr 20.
Ostatecznie w czerwcu 1850 roku Białoskórski przekazał suprymowane dobra koprzwnickie i ciszyckie w 12 letnią subdzierżawę małżonkom Józefowi i Magdalenie Gołuchowskim. Przejęcie dóbr przez Gołuchowskiego nie odbyło się bez problemów. Jeden z włościan Michał Zrębski z Beszyc na zebraniu wprowadzającym nowego dzierżawcę Józefa Gołuchowskiego wystąpił z „burzliwą reklamacją przeciwko wielu prestacyjnym obowiązkom” [1]. Nie zważał na wszelkie perswazje asesora ekonomicznego Józefa Bałandowicza, usiłował wywołać wzburzenie w całej gromadzie i odważył się powiedzieć, iż „nie mamy obowiązku Pana słuchać, po to tu Pan jesteś, ażeby nas słuchać”. W związku z tym incydentem asesor Bałandowicz zawnioskował do naczelnika powiatu sandomierskiego, informując o tym także samego Białoskórskiego, aby „rzeczonego Zrębskiego w obecności wszystkich włościan cieleśnie i przykładnie ukarać w zamiarze poskromienia takiego zuchwalstwa”. Ponadto kilkunastu chłopów zarzucało sołtysom podpisanie w imieniu włościan „uległości i posłuszeństwa” nowemu dzierżawcy nie zgadzając się z zaprezentowanymi obowiązkami prestacyjnymi.
Urząd gubernialny wydał stosowny reskrypt zobowiązujący naczelnika powiatu sandomierskiego do ukarania winnego zajścia. Naczelnik powiatu (Drabinowicz) w asyście oddziału kozaków 22 czerwca 1850 r. zebrał w Cegielni (dzisiaj dzielnica Koprzywnicy) wszystkich sołtysów i po dwóch gospodarzy z każdej wsi. Naczelnikowi towarzyszyli jeszcze asesor ekonomiczny Bałandowicz, zastępca wójta gminy X, burmistrz m. Koprzywnicy Adam Wolski, a także sam Józef Gołuchowski. Naczelnik polecił kozakom wymierzyć Michałowi Zrębskiemu karę cielesną w postaci 10 batów. Kara został wymierzona w obecności zgromadzonych. Naczelnik powiatu w podsumowaniu zdarzenia stwierdził, że „ten wypadek był przykładem dla innych i hamulcem dalszej niesforności”.
Po wszystkim „zgromadzeni sołtysi i włościanie jednogłośnie oświadczyli, że wszelkie powinności tabelą prestacyjną przekazane i przez asesora ekonomicznego objawione ściśle wypełniać oraz dla nowego dzierżawcy dóbr tutejszych należytą uległość i posłuszeństwo zachowywać będą”. Zostało to skrupulatnie zaprotokołowane.
Przedstawiona historia stanowi pewien dysonans z życiowym idealizmem głoszonym przez Gołuchowskiego, który u współczesnych budził tak wielki podziw i szacunek. Przesłaniem jego filozofii była budowa społeczeństwa opartego na chrześcijańskim porządku, na wzajemnej miłości i harmonii. Wielokrotnie wyrażał współczucie ludowi, za którego uwłaszczeniem obstawał, ale pod warunkiem spłacenia gruntów robocizną przy pomocy kredytu włościańskiego. Uważał, że lud wiejski Polski i Rosji jest szczęśliwy, ponieważ ograniczone ma żądze i niewielkie potrzeby, a pańszczyzna jest lekka i odpowiada “naturze Słowian”. Siłą wiążącą społeczny organizm jest tu patriarchalny stosunek pana do chłopa, który w Polsce wciąż ma zdrowy charakter. Krytykował rodzące się w Królestwie demokratyczne programy agrarne, uznając je za odpowiedniki zachodniego socjalizmu, który może zawieźć społeczeństwo do zguby, ale prymitywizm i zacofanie polskiego ludu stanowi skuteczną zaporę – rodzaj przedmurza – na niebezpieczne idee płynące z barbarzyńskiego Zachodu.
Gołuchowski często spotykał się z okolicznymi chłopami. Wyjaśniał im zawiłości tego świata, uczył nowoczesnej uprawy roli i udzielał różnych porad. Te spotkania miały się odbywać w Garbaczu pod wielką skałą, nazywaną dziś Kapą, na skraju wsi. Aby mieć lepszy kontakt ze słuchaczami, filozof zakładał na siebie chłopską sukmanę. W środowisku wiejskim Gołuchowski uchodził jednak za człowieka niezbyt sympatycznego w obejściu i autorytarnego w forsowaniu niezrozumiałych dla chłopów poglądów, był nawet podejrzewany, że kumał się z diabłem.
Józef Gołuchowski, ok. 1850 r. Autor Maksymilian Fajans.
Na krótko przed śmiercią Gołuchowski opublikował w Gazecie warszawskiej z 13 listopada 1858 r. korespondencję z Garbacza o wizycie delegacji Towarzystwa Rolniczego pod prezydencją Stanisława Krzesimowskiego i rozdaniu nagród w Okręgu Staszowskim. Wśród wyróżnionych był chłop pańszczyźniany (włościanin) Jan Bil (1794-1865) z Przybysławic koło Klimontowa, któremu Towarzystwo przyznało 50 rs. nagrody.
„Ten posiadając zagrodę nic większą jak jego sąsiedzi, z dziesięciu tylko morgów się składającą, z której pańszczyznę odrabia, cnotliwą jedynie i rozsądnie kierowaną pracą, bez cudzej krzywdy do zamożności przyszedł, i do takiego porządku zagrodę swoją doprowadził, że ani jedna piędź ziemi nic próżnuje, i że na niej trzy pary wołów i parę koni, prócz krów i trzody utrzymuje, a mając i sześcioro dzieci, jeszcze dwojgu wnukom przytułek daje. Wszystkim dał przyzwoite wychowanie, wysyłając na naukę do szkółki w przyległam mieście Klimontowie. Dwóch synów nawet tak wysoko wykierował, iż są wzorowymi proboszczami” [2].
Pieniądze wręczono Bilowi w kopercie z widokiem kościoła Matki Boskiej w Częstochowie na dowód, „iż tu nic nie ma szatańskiego, nienawiścią wyższych klas pałającego, ale że one tylko od miłości braterskiej starszych braci, czyli panów pochodzą”.
Drugim wyróżnionym był cieśla Zając, który przez 40 lat w usługach kasztelana Łempickiego w obszernych dobrach Iwaniska i Planta niemal wszystkie budynki zbudował. Ten otrzymał 15 rs. nagrody wraz z listem pochwalnym. Trzecim laureatem był pan Kosmólski, rządca dóbr Góreckich i Klimontowskich, który zaszczycony został medalem złotym. Na koniec imprezy wszystkich laureatów zaprosił kasztelan Ludwik Anastazy Łempicki na obiad do Planty, gdzie wspólnie z zaproszonymi sąsiadami zdrowie ich wznoszono.
Historia ta miała być budująca z punktu widzenia teorii agrarnych Gołuchowskiego i stanowić dowód jak wielką wagę ziemiaństwo przywiązuje do „ojcowskiego postępowania z ludem”, kiedy trzeba karze, ale też i nagradza.
[1] Prestacje – powinności pańszczyźniane (poddańcze) chłopów w XIX w. spisywane w tabelach prestacyjnych.
[2] Ks. Wojciech Bill (1832-1911) był proboszczem w pobliskiej parafii Mydłów. W 1866 r. władze rosyjskie oskarżały księdza o poświęcenie w czasie powstania krzyży postawionych na jego pamiątkę.
[3] Na stronie tytułowej: Kościół pocysterski w Koprzywnic. Źródło: Tygodnik Ilustrowany 1860, nr 63.